Home » Blog » Japoński masaż Kobido #OkiemPacjenta

Japoński masaż Kobido #OkiemPacjenta

Japoński masaż Kobido #OkiemPacjenta

„Nowy rok, nowa ja” - to hasło, które zapewne niejedna z was doskonale zna. Na początku roku spisujemy listę noworocznych postanowień i twardo jej się trzymamy przez kolejnych 365 dni. Wśród moich postanowień znalazł się punkt dotyczący profesjonalnego dbania o moją skórę twarzy, a także o moje ciało. Mam 35 lat i doskonale zdaję sobie sprawę z upływającego czasu, a także z moich niedoskonałości. Wiele z nas boryka się również z problemami hormonalnymi, które bardzo często mają wpływ na wygląd nie tylko naszego ciała, ale przede wszystkim wygląd naszej twarzy. Ja też należę do tej grupy. Dlatego podczas wybierania zabiegu na swoją pierwszą wizytę w Ambasadzie Urody zastanawiałam się od czego powinnam zacząć. A musze przyznać, że oferta Ambasady jest naprawdę imponująca i zapewniam, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

Zdecydowałam się na japoński masaż twarzy, który cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem i o którym słyszałam same pozytywne opinie. Podobno w Ambasadzie Urody wykonują go najlepiej. Sprawdziłam i potwierdzam.

Ambasada Urody na ulicy Wilczej już od progu przywitała mnie przemiłą obsługą i wspaniałą atmosferą ekskluzywnego pałacyku w samym sercu Warszawy, w którym każda z nas znajdzie chwilę wytchnienia połączoną z zabiegami wykonywanymi przez profesjonalistów.

Japoński masaż Kobido Master jest jednym z najstarszych masaży na świecie. Polega na dość mocnym rozmasowaniu przykurczy mięśniowych oraz głębokich mięśni twarzy.

Pierwszy etap - demakijaż. Po nim nastąpiło wstępne roztarcie newralgicznych punktów na mojej twarzy, czyli zmarszczek na czole, zmarszczek mimicznych, kurzych łapek w okolicach oczu oraz bruzdy wargowo-nosowej. Było to wykonywane na sucho, bez żadnego poślizgu.

Kolejny etap był bardzo przyjemny i relaksujący. Polegał na odprężającym masażu twarzy przy użyciu pięknie pachnącego kremu. Pani Ania- dyplomowana masażystka Kobido, powolnymi, okrężnymi ruchami masowała mi nie tylko twarz, ale również szyję, dekolt oraz ramiona. Muszę przyznać, że ta część masażu najbardziej przypadła mi do gustu.

Kolejnym etapem masażu był drenaż limfatyczny. Z tej części zadowolone będę przede wszystkim klientki, które mają problem na przykład z podpuchniętymi oczami. Ruchy masażystki również były bardzo delikatne i odprężające. Miały za zadanie przygotować skórę przed kolejnym etapem- czyli częścią liftingującą, podczas której pani Ania wykazała się doskonałymi zdolnościami manualnymi. Jej ruchy były szybkie i dość mocne. Miały one za zadanie unieść między innymi linię żuchwy do góry, która z biegiem czasu i z powodu grawitacji opada nam w pierwszej kolejności.

Po tej części znowu nastąpiła część relaksująca, wyciszająca, w której masażystka naciskając na punkty energetyczne na mojej twarzy wywołała u mnie totalny relaks na granicy ze snem.

Ale zabieg Kobido to nie tylko zabieg twarzy, szyi i dekoltu. To również masaż głowy, którym zakończyła się ta godzinna przyjemność.

Już po jednym zabiegu zauważyłam u siebie znaczną poprawę. Moja skóra nabrała blasku, a zmarszczki stały się płytsze. Również linia żuchwy stała się bardziej widoczna. Skoro takie efekty pojawiają się po jednym zabiegu to jestem pewna, że regularne wizyty zachwycą niejedną z Was.

Jeśli chodzi o przeciwskazania dla tego typu zabiegu to jedynie osoby z poważnymi problemami skórnymi, zmianami ropnymi, trądzikiem aktywnym powinny zdecydować się na inny rodzaj zabiegu, który dedykowany jest właśnie takim problemom.

Masaż wykonywany jest na kosmetykach Comfort Zone, które pachną fenomenalnie i co najważniejsze- masaż taki można robić bez ograniczeń.

Osobiście uważam, że każda z nas, chociaż raz w miesiącu, powinna znaleźć jedną godzinę, aby skorzystać z tej formy relaksu. Nie tylko nasze ciało będzie nam za to wdzięczne, ale i dusza. Polecam z czystym sumieniem!